Murale

mural

Dosyć już mamy szarych, pudełkowych budynków, odrapanych ruder, nagich, przybrudzonych ścian. A przecież są tacy, dla których te wielkie, gładkie powierzchnie stanowią bardzo atrakcyjne miejsce, żeby się pokazać. Zresztą te powierzchnie wcale nie muszą być takie wielkie – ważne, żeby by i nadawały się do eksponowania własnej wesołej twórczości.

I sposobem takiej eksplikacji własnego wnętrza i swoich poglądów są właśnie murale. Oczywiście, nie każde dzieło graficzne to mural – część w tych bazgrołów to wciąż przejaw niepożądanego chuligaństwa. Jednak wiele z nich powstaje z nadrzędnego zamysłu, z potrzeby podzielenia się swoimi poglądami. Organizowane są nawet specjalne spotkania, spędy podczas których konkretnej grupie artystów (bo nie ma wątpliwości, że mówimy tu o artystach) powierza się do zagospodarowania jakąś ścianę.

Artystyczna działalność grafficiarzy

I przecież nikomu to nie szkodzi. Nawet jeśli starsi, tradycyjni ludzie uważają grafficiarzy za bandytów, nie mają racji. I w końcu sami muszą to przyznać – przecież zobaczą, że lepiej patrzeć na jakiś przejaw sztuki niż na popękaną elewację jakiejś chylącej się ku ziemi rudery. Czyli nie ma wątpliwości, co do skutków artystycznej działalności grafficiarzy – murale cieszą oko, stają się wyrazicielami jakiejś opinii, pewnych poglądów, a nawet wizytówką miasta. Najtrudniej jest zrobić pierwszy krok i zachęcić władze (na przykład miasta) do tego, by pozwoliły zagospodarować jakiś fragment płaskiej powierzchni. Potem jeszcze wystarczy tylko przekonać opory lokalnej, scementowanej społeczności i już można malować. A po namalowaniu – zostaje już tylko podziw i zbieranie przeprosin i pochwał od tych, którzy wcześniej byli przeciwni „chuligańskiemu” sposobowi wyrażania sztuki.